Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

czwartek, 22 września 2011

Monte Urgull

Wzgórze za które zginęło ponad dwa tysiące żołnierzy i tysiąc mieszkańców miasta. W bitwie o San Sebastian markiz Arthur Wellesley, pierwszy książę Wellington miał pod sobą osiemnaście tysięcy żołnierzy. Naprzeciw stanęło niecałe cztery tysiące Francuzów pod dowództwem generała Louisa Rey'a. Anglicy spalili miasto i dokonali licznych zbrodni. Tragedię miasta upamiętniają coroczne uroczystości w ostatni dzień sierpnia. Mroczna historia najpiękniejszego kontynentu na świecie. Możesz się tam wspiąć za dnia, wraz z tysiącem niemieckich emerytów, których wkrótce skutecznie zastąpią liczni goście zza linii Bugu. Póki co San Sebastian zawiązało jednak przyjaźń z niemieckim Wiesbaden. Jeśli cenisz spokój, to idź tam wieczorem, na krótko przed zamknięciem bramy prowadzącej do stromej ścieżki. Kiedy staniesz już u stóp potężnego Chrystusa – oj, oj, jak to drażni, chyba złagodzę – zobaczysz Morze Kantabryjskie, część Oceanu, która wcina się w Zatokę Biskajską od zachodu. Na południu widać przedgórze Pirenejów, lekko zamglone, a bliżej miasto z rozświetlonym Paseo de Ondarreta i niepokojące fale w zatoce La Concha.

Ulica Wiesbaden

Mar Cantabrico – gust ludowy

Mar Cantabrico – gust wyzwolony od przesądów, może Corbusier

Isla de Santa Clara y Monte Igeldo – z taniego aparatu za punkty

Bahia de la Concha – w projekcie artystycznym niska rozdzielczość

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz