Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

środa, 14 września 2011

Monachium - Paryż

W jakimś sensie szykowaliśmy się do przekroczenia granicy światów. Furda Germanie i Słowianie - ten sam pień, ten sam genotyp, co by nie opublikowały zacne umysły, to widać na pierwszy rzut oka. Transpozycja zza Łaby w kierunku Sekwany dopiero jest gratką dla podróżnika. Tutaj, gdzieś za linią Łaby, pieszczotliwie nazywaną przez Niemców Elbą, a więc gdzieś tutaj kończy się świat barbarzyńców, a nasz pociąg City Night Liner 40418,  o romantycznej nazwie Cassiopeia będzie kierować się nieubłaganie na zachód. Nieudana próba zakupu miejsca do leżenia zaowocowała niezwykłym spotkaniem. Brodaty Francuz, z nosem Pinokia, zna całą Polskę. Jest synem francuskiego kolejarza, ma duże zniżki na bilety. Był w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, Warszawie i w Zakopanem. Też jedzie do Paryża. W dziurawych skarpetkach układa się do snu, uspokojony że jedzie w towarzystwie niegroźnych Polaków. Nasza Kasjopea, nr 40418, nie bardzo nadaje się do spania. W Moguncji, po pierwszej w nocy, dwóch panów z wielkimi walizami i z fizjonomią miejskiego kata - mały, czarny z dużym brzuchem - przepędzają nas kulturalnie z ich miejsc do siedzenia, na których spaliśmy. Paris Est przywitał nas tak, jak przed laty, kiedy podróżowaliśmy do Lizbony, w 2001 i w 2009 roku. Szybki zakup biletów na metro. Długa, zgodna z przepowiedniami Deutsche Bundesbahn, trasa do dworca Paris - Montparnasse, z którego odchodzą szybkie pociągi na północny zachód Francji. Jak zawsze walka o miejscówkę w TGV. Bardzo dobra kawa w dworcowej knajpce, tuż obok peronu nr 1 - stąd odjeżdża TGV nr 8519 do Bordeaux St. Jean. Gołębie w holu  paryskiego dworca, roznoszące wszędzie pióra i białawy kał, sugerują głębokie  pokrewieństwo Galów i Sarmatów. Dzwonek, start, jedziemy! Szybko, bardzo szybko.

 Nocna zmiana

 City Night Liner

 Do Paryża.

 "Mannheim"

 Sztrasburg

 Czysto

 
Paris - Est

 Z dworca na dworzec

Pressed coffee

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz