Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

piątek, 28 stycznia 2011

Zeyer i koledzy

Gdyby nie koleżanka z pracy, nie poszedłbym na zakupy do supermarketu. Powiedziała, że to blisko. Tak jak mówiła skręciłem w ulicę U Hvezdy - dalej szedłem zaśnieżoną aleją Zeyera. Juliusz Zeyer był indywidualistą - "pozostaje poza sklasyfikowanymi nurtami literackimi" - "dawał wyraz rozczarowaniu błahością i codziennością ludzkiego bytu". Hmm, dokąd mnie zaprowadzi? Chyba zmienił zdanie na temat ludzkiego bytu; idąc jego aleją dotarłem na skraj białej łąki - zobaczcie jak wygląda na zdjęciach niskiej rozdzielczości. By znaleźć się w supermarkecie, trzeba ten fantastyczny biały świat opuścić - jak się domyślacie jest to doświadczenie szczególne - oglądajcie Lewy-Prawy. Juliusz fascynował się historią Czech - dlatego wsadził mnie ostatecznie do tramwaju nr 22 - przegląd historii czeskiej od Białej Góry do Jindricha Waldesa z jego słynną Koh-i-noor Company - zerknijcie. Szczegóły zostawiam Szczygłowi. Wprawdzie w pierwszym momencie, gdy byłem świeżo po lekturze "Zrób sobie raj" chciałem już mojego ulubionego złotoryjanina cisnąć tam gdzie cisnąłem "Jadąc do Babadag" - bus, wódka, dziewczyny, bus, wódka, dziewczyny, i tak w kółko po wyświechtanej przez wszystkie autorytety "europie wschodniego środka" - może to wąż zjadający własny ogon? Ale odwołuję - "Gottland" jest po prostu daleko od "Zrób sobie raj", pierwsza jest o Czechach, w drugiej autor szuka baby z brodą ale czeskiej - jego prawo, robi to nieźle.

Biało aż się kurzy
 Hermanos

 Dexter-Sinister

Trasa Zeyera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz