Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

wtorek, 4 stycznia 2011

Transmontania

Transmontania - zapewne gdybym był profesjonalnym artystą, np. literatem, unikałbym teraz tego słowa, ważyłbym co napisać, zastanawiałbym się gdzie granica pomiędzy chałturą i sztuką sięgającą szczytów, być może nawet zrezygnowałbym z pisania, lub pisałbym pod pseudonimem - owo słowo więc, może wydawać się nieco zbyt podniosłe, jak na określenie kraju znanego większości z nas z piwa i z knedli. Ja jednak na razie zostanę przy tym określeniu, ku uciesze czytających i samozadowoleniu  piszącego. Dla starożytnych Południowców kraj zwany Transalpinią był po prostu miejscem gdzie żyją Barbarzyńcy. Alpy wyznaczały kiedyś granicę między cywilizowanym Południem i tajemniczą, słabo poznaną Północą. Nam, żyjącym w globalnej wiosce pozostaje tylko uśmiechnąć się na te rozważania. Ale czy na pewno? Dlatego z pewną przekorą nazywam ten tekst Transmontania, wszak Polskę od leżącej na południu Republiki Czeskiej oddzielają Góry Olbrzymie, Montes Gigantes, Karkonosze. Co kryje się po drugiej stronie? Gdzieś za cienką zasłoną granicy-nie granicy, pozostałej po szlabanach, zasiekach i posterunkach obsadzonych wojskiem. Teraz, i póki co, ta granica jest delikatna, jak firaneczka w czeskim pociągu. Możecie tę firaneczkę sobie obejrzeć - artyści, krytycy i znawcy mogą krytykować lub zachować wyniosłe milczenie - viva egalite!

 Czeska firaneczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz