Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

sobota, 15 stycznia 2011

Pan Krzysztof własnymi słowami

Pana Krzysztofa poznałem w pociągu, wsiadł przed granicą, w Letohradzie. Pan Krzysztof nie ma najlepszego zdania o możliwościach zarobkowania w Polsce. Przed paru laty wyjechał do Anglii, później do Finlandii. Teraz pracuje w Letohradzie. Zna się na swojej pracy, ludzie go szanują, za to co robi. Nie dlatego, że jest powiązany ze swoim szefem jakimś nieformalnym układem. Trochę go to dziwi – tu pracuje się całkiem inaczej niż w Polsce – chcą go bo umie obsługiwać pewien typ maszyn, po prostu. A poza tym od razu zatrudnili go na umowę o pracę. Żadnych tam zleceń, kontraktów, itp. Dojeżdża z Pomorza – tak, tak to daleko, cała noc jechania. W pracy w Polsce dostawał najniższą pensję – ostały się tylko dwa duże zakłady w okolicy, resztę polikwidowano. Z jego miasta wyjeżdżały sznury autobusów – do Anglii, wcześniej, jak były możliwości. Tak, w Czechach opłaca mu się, jedyne czego żal, to córeczka, która jest z żoną w Polsce. Widują się raz w miesiącu. Pan Krzysztof na wiosnę planuje zabranie żony z dzieckiem do Czech – już na stałe. Po pięciu latach można dostać obywatelstwo czeskie. Za wychowywanie małego dziecka dostaje się tu równowartość czterystu złotych miesięcznie. W Polsce, w sprzyjających okolicznościach żona mogłaby dostać sześćdziesiąt złotych miesięcznie. I to tyle pokrzepiającej rozmowy z rodakiem. Zobaczcie gdzie do pociągu wsiada Pan Krzysztof.
 Letohrad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz