Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

wtorek, 18 stycznia 2011

Rybna kiszonka

Wreszcie namierzyłem sprawcę tajemniczych i raczej obcych europejczykowi zapachów, wydzielających się co jakiś czas z eleganckiej hotelowej kuchenki, w dopiero co wyremontowanym, ekskluzywnym hotelu Czeskiej Akademii Nauk. Ian jest Wietnamczykiem, pochodzi z Ho Chi Minh – tak teraz nazywa się Sajgon. Jak mi powiedział przy kolacji, którą wspólnie spożywaliśmy przy postmodernistycznym stole, siedząc na przezroczystych zielonkawych krzesłach i spoglądając na Pragę, z perspektywy petrzińskich wzgórz, a więc jak mi powiedział, do sporządzania posiłków stosuje wyłącznie tradycyjne, wietnamskie produkty. Kupuje je w wietnamskich sklepach, w Pradze. Dla kuchni wietnamskiej, jak mówi, charakterystyczny jest ryż, ryby z Pacyfiku i sos rybny. Sporządza się go przez 18-to miesięczne kiszenie masy rybnej, aż do uzyskania przez nią przezroczystej, brunatnej barwy. Dał mi do spróbowania kropelkę owego sosu – już wiem skąd ten upiorny zapaszek na korytarzu. Kto chce spróbować niezwykłej wietnamskiej potrawy musi zerknąć na zdjęcia. Kto zaś chciałby spróbować jak smakował najlepszy ustrój społeczny w Azji niech sprawdzi biografię wodza Ho Chi Minha – Tego Który Niesie Światło.
 Kuchnia wietnamska

 Jak ukisić ryby tak, aby wyszedł brązowy płyn

1 komentarz:

  1. o tak sos rybny jest klawy! kiedys pichcilam cos dolawszy nie żałując owego sosu. t. wszedl do kuchni i powiedzial "mmm ale intymny zapach" :)
    wiec dla jednego upiorny dla drugiego intymny. hehe :) pzdr.

    OdpowiedzUsuń