Transmontania jest chyba w każdym z nas - wybieramy się za morza i przekraczamy najwyższe przełęcze, by przekonać się, że zmienieni przez czynniki zewnętrzne, pozostajemy w głębi swojej istoty wciąż tacy sami, wędrówka przydaje nam jedynie zmarszczek na twarzy. Kolekcjonujmy je, każda z nich jest śladem uśmiechu lub cierpienia. Macie lepszy pomysł? Dlatego ja zostaję przy Transmontanii, chociaż będzie tu coraz mniej o Sudetach i o Czechach.
Poniższy tekst dedykuję Najbliższym. Ich poświęceniu i cierpliwości zawdzięczam możliwość skorzystania z tej formy rekreacji, jaką jest zabawa słowami i obrazami, których źródłem są podróże po północnych obszarach Republiki Czeskiej. Dla nich też głównie piszę ten tekst. W tekście (zabawnie nazwanym przez właścicieli portalu "blogiem") notatki (równie zabawnie nazwane "postami") będą pojawiać się niekoniecznie w szyku chronologicznym - stąd warto czasem zajrzeć do notatek z wcześniejszych dni. Transmontania z czasem stała się też dla autora platformą, na której kontynuuje on, narażając na szwank swoją i tak nie najlepszą reputację, projekt artystyczny "Niska Rozdzielczość". Wszak to fotograf robi zdjęcie, nie zaś bezmyślny aparat. Zgodnie z tą regułą im mniej pikseli tym lepiej. Im mniej szkoły tym lepiej. Co byśmy zrobili bez prowokacji. Zapraszam.

[Some information should be given to those of friends, who do not speak Polish language - within the blog "Transmontania" the author presents his adventures and impressions from short and long trips, through the Czech Republic, and between two capitals: Prague and Wroclaw. The images and text, sometimes provocative, should be understood with carefulness. Although originally presumed for the route Wroclaw - Prague - Wroclaw, Transmontania now covers the wider spectrum of cultural interests of the author.]

środa, 1 czerwca 2011

Romain

Zanim poznałem Romain'a, zdążyłem przyjrzeć się pięknej i tajemniczej dolinie nad Techoninem - tak, to już wiosna, ani śladu po śniegu, który tak utrudnia komunikację na przełęczy międzyleskiej. Romain - tak się przedstawił - pracuje w Brnie, podobno uczy języka francuskiego. Pojawił się na korytarzu wagonu, szukając pomocy. Młoda Czeszka bezradnie rozkładała ręce - Nie rozumiem po angielsku, niech Pan idzie do konduktora. Postanowiłem przerwać ich jałową konwersację - stało się jasne, że Romain chce uzyskać informacje, a nie umówić się z dziewczyną. Romain koniecznie chciał wysiąść w Międzylesiu - tam pociąg zmienia numer i na rozkładzie zaznaczona była przesiadka.  Udało mi się go powstrzymać. Zupełnie niepotrzebnie, bo okazało się że ma za mało pieniędzy na bilet - planował skorzystać z któregoś z licznych bankomatów na stacji w Międzylesiu lub w Kłodzku... Ostatecznie obaj byliśmy zadowoleni - kupiliśmy sobie wspólny bilet grupowy, jemu starczyło złotówek, a ja zapłaciłem mniej niż zwykle. W zamian za wspólny bilet Romain opowiedział mi o swoich przygodach z czeskimi winami - on, co podkreślił  nie bez dumy, pochodzi z Bordeaux. No i jeździ do siebie TGV - nie sądził, że tyle czasu może trwać podróż z Brna do Wrocławia. W pierwszej sprawie, alkoholowej, z łatwością przytoczyłem na obronę Słowian kilka przykładów z Moraw. W drugiej sprawie mogłem tylko wspomnieć o naszych podróżach iberyjskim ekspresem południowym, który zgoła nie przypominał ani szybkością ani komfortem szybkich kolei francuskich. Wysiadłem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku - tylko nie wiem dlaczego nasze koleje państwowe wypuszczają na tą trasę swoje najgorsze i najbrudniejsze wagony - chyba dla reklamy? A może tak naprawdę to nasze najlepsze wagony? Popatrzcie.

Wiosenny Techonin

 Wiosenny Mladkov

Czarno-czerwony

Niebieski

 Na szczęście nie spadł i nie potoczył się het...

 Prawie jak w hotelu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz