Tak się nie robi. Nawet jeśli nie jesteś profesjonalistą, nie mieszaj zdjęć z jedzeniem ze zdjęciami ze spacerów. A właśnie, że tak. Jedzenie potrafi być piękne i dobre. Nie dotyczy to ani pierogów, ani schabowego w knajpach spenetrowanych przez Magdę G. Ma dziewczyna rację. Pokażcie mi restauratora, który w jakości i cenie zmierzy się z baskijskim sprzedawcą kanapek. Dobrze jest nazwać w przewodniku kawałek parmezanu w świeżej bułce mianem tapas albo pintxos. Trudniej zrobić przyzwoitą kanapkę za rozsądną cenę. A więc, chodźmy na kanapki. Z odrobiną riochy, cydru, albo piwa, w którym stężenie alkoholu nie musi przypominać denaturatu. Jabłecznik nalewają do szklanki podnosząc wysoko butelkę, strumień płynu trafia do szklanki, opryskując bar i podłogę. Droga powrotna do domu jest w tym przypadku znacznie utrudniona – trzeba zahaczyć o kilka barów, ale najlepsze są w okolicy Fermin Calbeton. Wprawdzie zamykają się cyklicznie i nie zawsze możesz następnego dnia wrócić w upatrzone miejsce, ale to nie przeszkadza. Zawsze jest inny bar i coś nowego; w Porta Buena kelnerzy są członkami regionalnego zespołu rugby, w barze Sport wręczenie napiwku ogłaszają sygnałem rowerowej trąbki, Etxaniz jest kameralny i chyba najtańszy. O spacerze później.
Z tortillą
Cydr
Po cydrze
Etxaniz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz